Subskrypcja
Zamów newsy na e-mail:




 


 


   

 
Powrót    
























Kasia Drabik
Figurki Kennera: wprowadzenie!

W czasach, kiedy o popularności filmu decyduje ilość upchniętych w nim efektów specjalnych, a w roli legendarnego Lorda Vadera obsadza się marnej postury aktora w butach na koturnach, w wielu domach fanów "Gwiezdnych wojen" nadal na półkach królują zabawki wyprodukowane przed kilkudziesięciu laty w fabryce "Kenner". Stare figurki, które nie są w Polsce bardzo popularne, poza granicami naszego kraju cieszą się ogromnym zainteresowaniem, które nie słabnie od wielu wielu lat. Ba! Nawet rośnie!

Franciszek Starowieyski powiedział, że człowiek jest epizodem w życiu przedmiotów. Te słowa doskonale pasują do starych miniaturek bohaterów trylogii George'a Lucasa. Niektóre z nich są ze swym właścicielem od czasu, kiedy ten ściągnął je ze sklepowego regału w latach 70. ubiegłego stulecia. Inne przechodzą z rąk do rąk wywołując uśmiech na twarzach kolejnych ich posiadaczy. Czasem zapomniane gdzieś na zakurzonych stryszkach znów powracają do dziecinnych pokoi lub kolekcjonerskich gablotek odkrywane na nowo przez kolejne pokolenia miłośników ponadczasowych opowieści o Luke'u Skywalkerze i jego przyjaciołach z odległej Galaktyki. Świat vintagowych ludzików jest niezwykły, a podróż po nim obfituje w mnóstwo niespodzianek, o czym postaram się was przekonać.


Rozpoczynając opowieść o starych zabawkach należy koniecznie wspomnieć o człowieku, który szefował firmie Kenner w czasie, kiedy George Lucas poszukiwał producenta "starwarsowych" zabawek. Był to Bernard Loomis, który nie tylko zaryzykował podjęcie współpracy z szalonym młodym reżyserem, ale także wraz ze swymi pracownikami włożył mnóstwo wysiłku i serca, żeby kiedyś

uszczęśliwiać dzieciaki, a dzisiaj dać powód kolekcjonerom do przemierzania najodleglejszych zakamarków sieci w poszukiwaniu nowych przedmiotów do ich kolekcji.

Trzeba coś zbierać ;-)

Patrząc na stare zabawki z pewnością wielu zadaje sobie pytanie, co w nich takiego niezwykłego i jakiż to problem uzbierać 93 postacie stare jak... "Gwiezdne wojny". O tym, czy warto podjąć takie wyzwanie łatwiej pewnie zdecydować starszym kolekcjonerom, których skłania do tego nie tylko fascynacja historią gwiezdnej sagi, ale często również chęć zrealizowania dziecięcych marzeń.

W latach osiemdziesiątych polscy fani mogli się cieszyć jedynie czarno-białymi zdjęciami Kennerowskich figurek, kupionymi w poznańskim Fotoplastikonie lub na krakowskiej giełdzie książkowej. Dlatego moje pokolenie, które miało przyjemność oglądać pierwszą wersję klasycznej trylogii w kinie, nadrabia teraz zaległości i ze szczególnym upodobaniem dodaje do swoich kolekcji "vintagowe" zabawki, mimo że zdobycie tej upatrzonej nie jest często łatwe.

Na początek warto rozszyfrować znaczenie słowa "vintage" w odniesieniu do zabawek dla dzieci. Tym właśnie słówkiem określa się figurki wyprodukowane w latach 1977-1985, a więc serie: Star Wars, The Empire Strikes Back, Return of the Jedi i The Power of the Force. Kolekcjonerzy jednak używają słowa vintage nie tylko w odniesieniu do zabawek, ale również do innych przedmiotów wyprodukowanych przed 1985 rokiem (takich jak karty kolekcjonerskie, plakaty, czasopisma, szklanki, etc.). Zupełnym nieporozumieniem natomiast jest opis "vintage Anakin Skywalker, episode I", a taką charakterystykę wystawionego na aukcję przedmiotu zdarzało mi się oglądać. Desperacja sprzedających nie zna granic.

Co decyduje o wartości kolekcjonerskiej starych ludzików? Przede wszystkim to, czy zabawka jest zapakowana i nigdy nie była wyciągana z bąbla przyklejonego do blistera, czy też oddycha pełną piersią stojąc sobie luzem na regale. Oczywiście bardziej wartościowe są te, które nadal tkwią przyklejone do kart, ale dużym rarytasem są również rozpakowane figurki, wyprodukowane kiedyś w krótkich seriach, co czyni je dzisiaj bardzo poszukiwanymi.

Figurki bez opakowania.

Najstarszy z omawianych przeze mnie ludzików "skończył" w 2008 roku 30 lat, najmłodszy 23.
Gerald Home carded & loose
Wystarczy zobaczyć jak wyglądają zabawki młodszego rodzeństwa, by przekonać się, jak trudno jest znaleźć trzydziestoletnią figurkę w dobrym stanie. Dlatego też trzeba zadać sobie trochę trudu, żeby znaleźć ludzika wyglądającego prawie jak nowy. "Prawie" robi wielką różnicę również w cenie. Figurki najbliższe ideałowi (określane symbolami C7 - C9, które informują ile z naniesionej przed laty na zabawkę farbki nadal się na niej znajduje) będą na pewno droższe od tych w gorszym stanie. Czy jednak warto zawracać sobie głowę tanimi figurkami oznaczonymi symbolami C5-C3? Dla wielbicieli łamigłówek z pewnością tak. Można godzinami wpatrywać się w małą postać i zastanawiać gdzie kiedyś była położona farba. Oprócz koloru nie bez znaczenia jest również wyposażenie małego bohatera w blaster, miecz świetlny czy płaszcz - drobiazgi, które łatwo było zgubić podczas zabawy. Zdarza się, że figurki dzisiaj oferowane są wyposażone w akcesoria wyprodukowane później niż sama zabawka (tzw. reprodukcje), ale taka zamiana obniża wartość kolekcjonerską zabawki, czasem nawet znacznie.

Figurki zapakowane.

Każda vintagowa figurka, która trafiła do sklepu była zamknięta w plastikowym przezroczystym bąblu, przyklejonym do kolorowego kartonika. Nic ciekawego?

logo

Tylko pozornie. Ta sama figurka mogła się pojawić nawet na kilkunastu kartach różnią cych się między sobą w mniejszym lub większym stopniu. Nie powinniśmy więc marudzić, kiedy George Lucas serwuje nam ten sam film w zaledwie dwóch różnych opakowaniach. Jak ugryźć tę blisterową piramidę? Najprostsza klasyfikacja związana jest z logo, jakim opatrzona jest karta. Na odwrocie każdego z blisterów znajduje się obrazek zachęcający do zakupu kolejnych ludzików. Tej samej zabawce towarzyszyły więc zwykle karty z różnym logo oraz z różną ilością miniaturek na odwrocie, a to dopiero wierzchołek tej kolekcjonerskiej góry wartej dzisiaj tysiące dolarów. Za pewne ćwierć wieku temu rodzice młodych zbieraczy chwalili pomysłowość Lucasa, ponieważ mogli bez końca uszczęśliwiać swoje pociechy figurkami po dwa dolary za sztukę.

Dzisiaj ta pomysłowość jest nocnym koszmarem każdego wielbiciela "vintagów". Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ogromna ilość blisterowych kombinacji sprawia, że kiedy rozpoczynamy kolekcjonowanie zapakowanych laleczek mamy mnóstwo czasu na decyzję, co zbierać później (bo coś przecież zbierać trzeba). Jeśli zdecydujemy się natomiast zacząć naszą przygodę z "vintagami" od rozpakowanych figurek, czeka nas wspaniała zabawa związana z wyszukiwaniem ludzików w jak najlepszym stanie, zdobywaniem ich, układaniem na półkach, budowaniem dla nich dioram oraz delektowaniem się ich prostotą i urokiem.


Thank you Gerald!
Warto tę przygodę zacząć już dzisiaj, bo wartość kolekcjonerska ludzików z roku na rok staje się wyższa (wystarczy przejrzeć wydawnictwa typu Price Guide dla zabawek Star Wars z lat 90-tych i te wydane rok czy dwa lata temu, a później porównać ceny w nich podane z cenami wystawianych na aukcję przedmiotów). To najlepszy dowód na to, że zabawki "vintage" są po prostu najlepsze.