Subskrypcja
Zamów newsy na e-mail:




 


 


   

 
Powrót    
























Katarzyna Drabik

LOOMIS DZIECIOM OKA NIE WYKOLE!
!

W tym roku 25. maja przypada 30. rocznica wejścia Gwiezdnych Wojen na ekrany amerykańskich kin. To rok wspomnień, podsumowań i zapewne również niespodzianek czekających na wielbicieli przygód rodziny Skywalkerów.

PIERWSZE LOGO
Warto przy tej okazji przypomnieć sobie jak rodziła się legenda Star Wars. W ciągu ostatnich 30. lat powstało wiele publikacji, które przenoszą nas za kulisy filmu, a nawet pozwalają zajrzeć przez ramię rysownikom i konstruktorom, którzy pod okiem George'a Lucasa stworzyli cały ten fantastyczny świat. Sięgając po tego typu książki można się przekonać jak wielu ludzi kształtowało obraz "odległej galaktyki". To często niezwykłe i fascynujące postaci, których nazwisk nie znajdziemy na afiszach kinowych, czy pudełkach ulubionych filmowych gadżetów.
Zapraszam na wędrówkę po rubieżach wszechświata George'a Lucasa, w którą zabiera nas Steve Sansweet na kartach swojej książki
Star Wars: From Concept to Screen to Collectible
Kiedy latem 1976 roku polscy fani "spod lady" zdobywali książki Urszuli LeGuin, lub po prostu beztrosko pakowali wakacyjne plecaki, w Stanach Zjednoczonych rozpoczynała się promocja nowego filmu młodego reżysera George'a Lucasa. Okazją do promocji był Konwent w San Diego poświęcony komiksom. Przedstawiciel Marvela Roy Thomas wraz z Howardem Chaykinem opowiadali o nowej serii komiksów Star Wars i wypytywali uczestników spotkania jaki rodzaj przedmiotów związanych z filmem sprawiłby im największą frajdę i na co najchętniej wydaliby swoje kieszonkowe.
DRUGI NR KOMIKSU
Właśnie tam po raz pierwszy pojawiła się limitowana seria gadżetów z napisem Star Wars: t-shirty i znaczki z logo filmu oraz pierwszy plakat, którego autorem był obecny na konwencie Chaykin. Wtedy nic jeszcze nie zapowiadało gadżetowego szaleństwa, jakie mało nastąpić rok później. Mimo, że plakat kosztował tylko dolara nie znalazł wielu nabywców.


KSIĄŻKA

KSIĄŻKA - drugie wydanie

PLAKAT

W grudniu, na sześć miesięcy przed premierą filmu, co było wówczas dosyć niezwykłe, ukazał się pierwszy trailer. O nowym filmie robiło się coraz głośniej. Pod choinkę niecierpliwym kinomanom podarowano książkę George'a Lucasa pt.: "Star Wars: From The Adventures of Luke Skywalker". Pierwsza edycja ukazała się nakładem 125 000 egzemplarzy i wszystkie rozeszły się w niecałe trzy miesiące. To był dobry znak.

Podczas gdy prace nad filmem ciągle jeszcze trwały, Lucas prowadził już pierwsze rozmowy z przedstawicielami przemysłu zabawkarskiego. W zamyśle reżysera była bowiem zmiana milionów kolorowych pokoików dziecinnych w bazy rebeliantów i imperialne placówki. Wyobrażał sobie, że dzieciaki będą się wymieniały figurkami bohaterów i odgrywały kosmiczne scenki w swoich domach. Zdecydował, że pomoże mu w tym firma Kenner.

Sam jestes nieznany!
NIEZNANA OSOBA I BERNARD LOOMIS
Fabryka z długimi tradycjami założona w 1947 roku przez Alberta, Phillipa i Josepha Steinerów miała już na swoim koncie kilka sukcesów. Jednym z nich była seria dwunastocalowych lalek nawiązujących do serialu telewizyjnego The Six Million Dollar Man. Szefem firmy był wówczas Bernard Loomis. Niezwykła postać, owiana już wtedy legendą. Znakomity fachowiec, o którym mówiło się, że ma nosa do dobrych projektów i chętnie ryzykuje, podjął się wyprodukowania serii figurek o niezwykłych imionach. Zakładał, że film będzie gościł na ekranach kin nie dłużej niż kilka miesięcy i zdawał sobie sprawę, że po tym czasie zainteresowanie zabawkami znacznie spadnie. Mimo to chciał podjąć współpracę z Lucasem. Jak później powiedział w jednym z wywiadów zrobił to, ponieważ spodobała mu się nazwa "Star Wars".

Podczas gdy Bernie Loomis negocjował kontrakt starając się o licencję pozwalającą na sprzedaż nowych zabawek na całym świecie, jego pracownicy wertowali Starloga w poszukiwaniu nowych informacji o filmie ich ulubionego reżysera i nie mogli się już doczekać prac nad nowym projektem. Szefem zespołu niecierpliwych projektantów był David Okada, a sam zespół stanowiło trzech wielbicieli talentu Lucasa: Jim Swearingen, Tom Osborne i Mark Boudreaux.


PIERWSZY ZESTAW PLAYSET!
Podpisany w końcu kontrakt zobowiązywał firmę Kenner do wyprodukowania jednej gry planszowej w 1977 roku i dodatkowo trzech zestawów do zabawy (playset) z figurkami w roku następnym.
Prace nad nowymi zabawkami ruszyły. Pracowaliśmy jak wariaci. - wspomina Okada - Wymyślaliśmy nowe projekty, robiliśmy prototypy i pokazywaliśmy je Georgowi Lucasowi oraz
Przedstawicielom Fox'a. To do nich należało ostatnie słowo. Pamiętam dzień, kiedy zapadła decyzja o wyprodukowaniu Jawy. Byłem bardzo podekscytowany. Wróciłem tego dnia do domu, pobiegłem do szuflady ze skarpetkami i wyciągnąłem dwie - jedną beżową, a drugą brązową. Z beżowej miał powstać Tusken, a z brązowej Jawa.
Zapewne dzisiaj nie jeden kolekcjoner byłby skory do wydania okrągłej sumki, byle by tylko zostać szczęśliwym posiadaczem przynajmniej jednej ze skarpet.

Nowy projekt wymagał od pracowników firmy Kenner nie tylko zmyślnego używania bielizny przy projektowaniu kolejnych zabawek, ale też podejmowania odważnych decyzji, które miały później zrewolucjonizować przemysł zabawkarski. Jedną z nich była decyzja o wielkości figurek. Zbudowanie Sokoła Millennium dla dwunastocalowego Hana Solo było zadaniem niemożliwym do wykonania ze względu na rozmiar i koszty statku.

Podczas jednego ze spotkań z zespołem Bernie Loomis zaproponował, by nowe ludziki miały ok. 4 cali. Pomysł okazał się być strzałem w dziesiątkę. Figurka głównego bohatera Luke'a Skywalkera miała wysokość 3 3/4" a pozostałe były skalowane wg niej. Luke miał więc wpływ na losy wszechświata nie tylko na dużym ekranie, ale również w pracowni modelarskiej.

Zmniejszenie rozmiaru plastikowych postaci rozwiązało wiele problemów, ale pojawiały się kolejne. Aby utrzymać niskie koszty produkcji, a co za tym idzie również niską cenę zabawek (2$ za figurkę), ludziki nie miały ruchomych stawów i nie zginały się w talii. Jak takiego niskobudżetowca posadzić na grzbiecie zielonego stwora? To pytanie spędzało sen z powiek projektantom pracującym nad zabawką o nie mówiącej wiele nazwie Patrol Dewback. W pierwszej wersji zainstalowano na jego grzebiecie siodło ze strzemionami, w które można było wsunąć stopy stojącej figurki. Pomysł okazał się zupełnie chybiony i szybko z niego zrezygnowano.

Wtedy ktoś zaproponował, by w grzbiecie Dewbaca umieścić coś w rodzaju zapadni, która umożliwiałaby umieszczenie ludzika na stojąco w środku zwierzaka.
Co na to David Okada? To był szalony pomysł i oszustwo, ale całość wyglądała naprawdę dobrze i Lucasfilm powiedział TAK (z ang. yes).

W końcu nadszedł czas na przygotowanie trzech pierwszych pojazdów: X-winga, Tie Fightera i Sokoła Millennium. George Lucas niechętnie dzielił się szczegółami dotyczącymi filmu. Aktorzy dostawali niekompletne scenariusze, a firma Kenner dostała od Lucasfilmu tylko po jednej fotografii każdego ze statków. Jim Swearingen pracował nad projektem X-winga i Tie Fightera, natomiast Mark Boudreaux zajmował się pracą nad Sokołem Millennium. Po pewnym czasie, Lucasfilm przesłał więcej fotografii, a później Swearingen i Boudreaux dostali nawet zaproszenie do siedziby ILM, by móc zobaczyć modele na własne oczy i wykonać kilka szkiców. Po powrocie z tej zapewne niezwykle ekscytującej wizyty nie pozostało już nic innego, jak wymyślić sposób na upchnięcie setek drobnych szczegółów na powierzchni nie większej od talerza. Oglądając dzisiaj stare zabawki śmiało możemy powiedzieć, że Jim i Mark świetnie sobie z tym poradzili.

W jaki sposób powstawały pierwsze modele statków? Na początku zbierano wszystkie szkice, fotografie i wiadomości na temat nowego projektu. Ustalano, jaka duża ma być zabawka i ile może kosztować. Na wyznaczonym za miesiąc kolejnym spotkaniu kartonowy model był już gotowy. Wtedy należało podjąć decyzje dotyczące rodzaju plastiku, z którego będzie wykonana zabawka oraz zastanowić się nad jej mechaniką. Wszystkie szkice, zdjęcia, kartonowe modele i kosztorysy trafiały do inżynierów odpowiedzialnych za produkcję. To oni decydowali o kolorze pojazdu, o wyglądzie naklejek, sprawdzali czy każdy detal z rysunku będzie można wykonać podczas procesu produkcyjnego. Kolejnym etapem było zbudowanie drewnianego modelu, który był zwykle dwa razy większy od produkowanej później zabawki. Następnie wykonywano metalową matrycę o wielkości odpowiadającej rzeczywistemu rozmiarowi przedmiotu. Każda zabawka przechodziła szereg testów nim trafiła w ręce niecierpliwych dzieciaków, które wypełniały swoje pokoje postaciami i statkami z odległej galaktyki.

Kiedy porównamy stare figurki Kennera z zabawkami, które dzisiaj oferuje Hasbro, vintagowe ludziki wyglądają dosyć niepozornie. Mimo to, praca nad nimi nie była łatwa. Barnie Loomis łamał sobie głowę jak sprawić, żeby miecz Luke'a pojawiał się w jego dłoni w jakiś niezwykły sposób. Jeden z prototypów figurki miał umieszczone w plecach pokrętło.

Kręcąc nim można było wsuwać i wysuwać miecz z dłoni ludzika. Mieczem było coś w rodzaju mocnej żyłki wędkarskiej.
Pomysł okazał się jednak nieudany, ponieważ miecz chował się nawijając na wewnętrzną szpulkę, co w efekcie powodowało, że żyłka się krzywiła.
Zdecydowano się na inne rozwiązanie. Plastikowy miecz umieszczony był w dłoni figurki, a rowek wyżłobiony w plastiku sięgał od nadgarstka do ramienia ludzika i pozwalał na schowanie miecza. Pierwsze figurki Luke'a wyposażone były w długie miecze ("double telscoping saber"), ale okazały się one zbyt skomplikowane i zbyt drogie w produkcji. Zmieniono projekt i następne figurki miały już krótszą broń Jedi.

Dzisiaj figurka Luke'a, Vadera czy Bena wyposażona w double telscoping saber, to nie lada rarytas, a zdobycie takiego ludzika tkwiącego ciągle w plastikowym bąblu przyklejonym do kolorowego kartonika graniczy z cudem. Oczywiście cuda się zdarzają, więc nie należy od razu rezygnować ze zdobycia tej kolekcjonerskiej perełki, należy natomiast już teraz zacząć odkładać z kieszonkowego by, gdy nadarzy się okazja, móc wyłożyć kilka tysięcy dolarów za taki okaz.
W seriach The Empire Strikes Back i Return Of The Jedi miecz nie był już połączony z figurką, ale dołączany do ludzika w postaci osobnego plastikowego gadżetu. To z pewnością uprościło produkcję, ale przysporzyło problemów kolekcjonerom i dzieciakom bawiącym się zabawkami, ponieważ dużo łatwiej było taki miecz zgubić.

Team Barniego Loomisa nie raz jeszcze wracał do projektów zabawek już produkowanych, chcąc je poprawić, czy ulepszyć. Takiemu "ulepszeniu" została poddana najmniejsza figurka całej serii, czyli Jawa. Początkowo malutki ludzik ubrany był w pomarańczowy winylowy płaszcz ciasno opatulający figurkę.
Zdecydowano jednak, że płaszcz z tkaniny będzie wyglądał dużo lepiej, a figurka zyska na atrakcyjności. Dzisiaj Jawa w winylowym płaszczu jest jedną z najcenniejszych figurek. Żeby stać się jej szczęśliwym posiadaczem nie wystarczy tylko znaleźć kogoś, kto zdecyduje
się sprzedać takiego ludzika. Przede wszystkim trzeba wiedzieć, na co zwrócić uwagę, by za kilkaset dolarów nie dostać figurki ubranej w podróbkę winylowej peleryny z 1978 roku.

Oszczędność, jaką Lucasfilm wykazywał się w dostarczaniu materiałów pracownikom Kennera zaowocowała kolejną zmianą. Tym razem nie chodziło już o "kosmetyczny zabieg", ale o naprawienie poważnego błędu. W pierwszej wersji Snaggletooth miał wysokość 3 3/4", ubrany był w niebieski kombinezon i rękawiczki, a na jego nogach lśniły gustowne srebrne wysokie buty. Nic oprócz głowy nie łączyło figurki z jego filmowym odpowiednikiem - niskim typkiem o owłosionych dłoniach.
Nic dziwnego. Tak wyobrażali sobie Snaggletootha pracownicy Loomisa, którzy dostali jedynie zdjęcie popiersia stwora. Szybko naprawiono błąd. Wyrzeźbiono nowy prototyp o odpowiedniej wysokości. Nie było już mowy o srebrnych butach i rękawiczkach, a kombinezon miał kolor czerwony. Podobnie jak w poprzednich przypadkach, tak i w tym dziś większym zainteresowaniem wielbicieli starych zabawek cieszy się nie ludzik będący miniaturką postaci widzianej w filmie, ale ten, którego produkcję zaprzestano jak tylko zdano sobie sprawę z pomyłki.

Swoją historię ma również Boba Fett. Kiedy postać pojawiła się po raz pierwszy w programie Star Wars Christmas Special od razu wzbudziła ogromnie zainteresowanie. Tym bardziej dzieciaki nie mogły się doczekać na figurkę swojego bohatera, który (jak zapowiadał producent zabawki) miała wystrzeliwać ze swojego niezwykłego plecaka pociski. Tuż przed wysłaniem pierwszej partii figurek, pojawiła się wiadomość, że firma Mattel Toy musiała wycofać swoją zabawkę z serii Battlestar Galactica z podobnym mechanizmem, ponieważ okazała się niebezpieczna dla dzieci. W tej sytuacji nie pozostawało nic innego jak szybko zmienić matrycę i wyprodukować nowego Fetta, który nie zagrażałby bezpieczeństwu małych wielbicieli kosmicznej sagi. Fett ze swoim strzelającym plecakiem nigdy nie trafił na sklepowe półki.

Największym jednak problemem dla firmy Kenner były puste półki w magazynach firmy w dniu 25. maja 1977. Na wyprodukowanie figurki (począwszy od projektu, a na zapakowanej, gotowej do sprzedaży zabawce skończywszy) potrzebowano 18-24 miesięcy. Nie sposób więc było połączyć sprzedaży ludzików z premierą filmu. Realnym terminem był maj, ale 1978 roku. Tym czasem starwarsowe szaleństwo trwało. Rynek zalewały tandetne lightsabery, a konkurencja korzystając ze starych matryc i nowej kolorystyki wypuszczała kolejne zabawki mające imitować bohaterów filmu Lucasa. Bernard Loomis nie mógł na to spokojnie patrzeć. Postanowił dać dzieciakom pod choinkę ... puste pudełko. Nie było zabawek, ale była za to obietnica otrzymania ich, jak tylko będą gotowe, wprost z magazynów fabryki.

Zestaw nosił nazwę Star Wars Early Bird set. Składała się na niego tekturowa podstawka, na której można było umieścić figurki (jak tylko zostaną wyprodukowane), arkusz z naklejkami, kilka zdjęć i najważniejsze - certyfikat upoważniający do odbioru pierwszych czterech ludzików serii. Pomysł nie znalazł poparcia wśród współpracowników Barniego Loomisa, ale Szef Kennera postanowił go zrealizować. Nikt nie wierzył, że to się może udać.
A jednak. Prawdopodobnie właśnie ten szalony plan sprawił, że dzisiaj o Loomisie mówi się: człowiek, który udowodnił, że często najlepszą zasadą jest łamanie wszelkich zasad.

Seria ludzików o wysokości 3 3/4" okazała się ogromnym sukcesem, ale nawet najbardziej udana produkcja w końcu traci swoją popularność. Mimo, że robiono wszystko, żeby temu zapobiec w 1985 roku zainteresowanie zabawkami z Gwiezdnych Wojen znacznie spadło. Możliwe, że przyczyniła się do tego wypowiedź George'a Lucasa, który ogłosił, że w najbliższym czasie nie planuje kręcenia kolejnych epizodów.
Dla pracowników firmy Kenner zaangażowanych w ten projekt było to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Kilku z nich zyskało popularność wśród znajomych. Mark Boudreaux wspomina, że kiedy dzieci w sąsiedztwie dowiedziały się, że pracuje przy produkcji gwiezdnych zabawek, zaczęły traktować go niemal jak boga. Zapewne ani David Okada ani sam Bernard Loomis nie spodziewali się, że po 30. latach to właśnie zaprojektowane i wykonane przez nich zabawki będą przeżywały prawdziwy renesans i będą należały do najdroższych zabawek serii Star Wars.

Star Wars: From Concept to Screen to Collectible to druga książka Stephena J. Sansweeta, którą miałam przyjemność przeczytać. Obydwie przepełnione są pasją i zaangażowaniem autora. Czytając je bez trudu daje się zauważyć, że Gwiezdne Wojny i kolekcjonerstwo są bardzo bliskie Steve'owi. Tekst, który powstał na podstawie "Star Wars: From concept ..." to jedynie mały wycinek informacji, jakie można znaleźć w książce.

Pisarz zdradza w niej mnóstwo zaskakujących tajemnic powstawania filmu i wydarzeń, które działy się wokół niego. Jeśli jesteście ciekawi co łączy X-winga z NASA i Slave I z uliczną lampą, koniecznie zajrzyjcie do książki. Autor zamieścił w niej również wspaniałe ilustracje - ponad 150 fotografii, z których kilka posłużyło jako ilustracja niniejszego tekstu (fotografie: Cantina Playset, Falcon na piaskach Tatooine, Boba Fett i Dewbac Patrol). W książce znalazły się również zdjęcia nigdy wcześniej nie publikowane! Mnie szczególnie zauroczyły mini-scenki złożone z zestawów playset i figurek. Wspaniały pomysł na wyeksponowanie domowej kolekcji, pod warunkiem, że przeznaczymy na nią cały pokój. Oprócz ludzików Kennera są tutaj zdjęcia innych gadżetów takich jak kubki, szklanki, lalki, również tych, które nigdy nie trafiły na sklepowe półki. "From concept ..." to nie tylko zabawki i kolekcje, to przede wszystkim wspomnienia ludzi, którzy pomagali zrealizować George'owi Lucasowi jego marzenia. Oprócz Bernarda Loomisa (postaci, która mnie zauroczyła po przeczytaniu tej książki) swoimi wrażeniami podzielił się również Ralph McQuarrie i kilku innych pracowników ILM, a Mike Fulmer zdradził nawet cechy idealnego projektanta. Pełno tutaj anegdot i ciekawostek, których nie chciałam zdradzać, żeby nie odbierać Wam radości z czytania książki, jeśli zechcecie po nią sięgnąć. Miłej lektury.

Katarzyna Drabik, marzec 2007.

Stephen J. Sansweet - Star Wars: From Concept To Screen To Collectible,
Chronicle Books 1992
ISBN-10: 0811801012
ISBN-13: 978-0811801010